sobota, 7 sierpnia 2010

Lukrowane pranie mózgu w diademie księżniczki cz. 2

Czuję się jak Spengler, kiedy po raz kolejny obwieszczam kres cywilizacji Zachodu. W lipcu w Smyku widziałam dziewczęce staniczki. Już mniejsza z tym, że rozmiary były aż trzy (65AA, 70AA i 75AA), a obwody sprawiły wrażenie, że rozciągają się w nieskończoność. Te staniki były push-upami.

Za Wikipedią:

Push-up - z angielskiego "podnosić", "popychać do góry", specjalnie wyprofilowany biustonosz podnoszący piersi, które wydają się większe. Może być z ukrytymi kieszonkami w dolnej części miseczki, wypełnionymi miękkim wkładem z materiału lub silikonu. Mimo tego, że mogą deformować piersi, są najczęstszym wyborem kobiet z małym biustem.
Czego jak czego, ale uwydatniania i powiększania dziesięcio- czy dwunastoletnie piersi raczej nie potrzebują. Przydałaby się im miękka miseczka i nietłamszenie gąbkami. 
Robienie z dziewczynek istot seksualnych wydaje mi się wysoce niestosowne. Oczywiście, kobiecy świat jest dla nich niezwykle nęcący i nie ma nic zdrożnego w tym, że młoda dama przejdzie kilka chwiejnych kroków w o wiele za dużych eleganckich butach mamy albo pomaże się jej kosmetykami (choć z tym trzeba ostrożnie, bo skóra dzieci jest podatna na uczulenia), niemniej jednak za moich czasów (brzmi to, jakbym miała z sześćdziesiąt lat, nie marne dziewiętnaście) pozwalano dzieciom być dziećmi. Teraz, z jednej strony serwuje im się niewychowanie seksualne i odmawia rzetelnej wiedzy o tym, jak dochodzi do powstania nowego życia i czym tak naprawdę różnią się chłopcy i dziewczęta w chorym przekonaniu, że posiadłszy taką wiedzę, utracą jakaś wydumaną niewinność. Z drugiej zaś strony, dzieci, a właściwie dziewczynki, są bardzo cennymi konsumentami i marketingowcy największych koncernów spędzają niejedną bezsenną noc na rozmyślaniach, jak nakłonić kolejne dzierlatki do kupna gadżetów/kosmetyków firmowanych przez Hannah Montanę/High School Musical/Barbie.
Taki schizofreniczny model nie może działać na dłuższą metę.

Edycja:
Jeżymka zalinkowała u siebie ciekawy artykuł. W pewnym sensie uzupełnia on ten i poprzedni post. Zachęcam do lektury.


Zdjęcie pochodzi stąd i przedstawia córkę Toma Cruise'a. Biedne dziecko.
Post miał być dłuższy, ale wena skonała gdzieś po drodze.

3 komentarze:

  1. AA dla potencjalnie 14-letnich klientek? Poszli na żywioł. Toć nawet ja miałem większy biust w tym wieku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czternastka jest oczywiście górną granicą wiekową targetu Smyka, niemniej nawet dziewczynce, która rzeczywiście ma tak drobny biust lepiej by zrobił brak gąbek i stabilne obwody. Idę o zakład, że te 65-tki można dociągnąć do 90 cm.

    OdpowiedzUsuń
  3. 75AA dla dziewczynek? Chyba do owinięcia się na dwa razy ;)

    Dobre spostrzeżenia, Jaskółko, z tym wypaczonym podejściem do budzącej się seksualności. Co innego dziecięce eksperymentowanie z własnym wyglądem (która z nas nie obwieszała się w dzieciństwie maminą biżuterią i nie podbierała jej szminek? ;)), a co innego przyuczanie ich do roli seksualnych obiektów. A to jest, niestety, coraz częstsze. Tutaj też zabrzmię jak dinozaur, ale gdy ja miałam dziesięć lat, to mój umysł zaprzątały raczej rower, rolki i pisanie kredą po chodniku, a nie biustonosze i kosmetyki.

    Co do podlinkowanego artykułu, to mam, tak jak pisałam, mieszane uczucia. Matki mają rację, że starają się nie zalewać swoich córek powodzią różu, plastiku i tandety. Jednak warto zachować równowagę, nie wszystko, co różowe, musi być od razu tandetne. Jeśli mała dziewczynka jest na etapie księżniczek, nie trzeba od razu załamywać rąk, tylko poczekać, aż jej to przejdzie. Popadanie w skrajności nigdy nie jest dobre.

    Będę tu zaglądać, mam nadzieję, że wena Cię czasem nawiedzi ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz i zachęcam do ponownych odwiedzin. Osoby niezalogowane proszę o postępowanie zgodnie ze schematem: 1 i 2.